Harmider, hałas, stukot obcasów modnych czarownic, szuranie starszych panów. A nade wszystko śpiew. Śpiew uliczny, pełen radości i sentymentów pomimo wszechobecnych tabliczek "zbieram na przeżycie" czy "proszę o pomoc". Witamy na Alei Twardowskiego. Uczennice akademii magicznej - Triadici - położonej gdzieś w głębokiej Irlandii, wcale jednak nie zwracały uwagi na przygodnych żebraków. Za to poświęcały się głęboko ulicznym wystawom. Każdą interesowało coś innego. Caroline rozglądała się za książkami wartymi przeczytania, Vipera z zainteresowaniem przypatrywała się tajemniczym miksturom bez atestu Mistrza Eliksirów, Anita cmokała na widok korali w kształcie dementorów, zaś Hannah - prawdziwa Krukonka - zastanawiała się nad kupnem słynnej polskiej kawy, przy której można się uczyć do białego rana. - Dziewczyny, a może skoczymy do Zielonej Budki? Mam ochotę na coś zimnego! - przekrzyknęła Vipera gwar ulicy. - A wiesz, czemu nie - ochoczo zgodziły się dziewczyny. Nie należy się im dziwić - słońce było w swoim najwyższym punkcie, a one musiały nosić mundurki swojej akademii. Nawet po zdjęciu płaszczy, w bluzach i bluzeczkach wciąż było im gorąco. Zielona Budka była najsłynniejszą w całej magicznej Europie lodziarnią. Tłumy turystów po odwiedzeniu tego budynku zarzekały się, że takich frykasów nie ma nigdzie na świecie. Zatem dziewczyny po zakupie lodów usiadły w kawiarence i rozmawiały, zajadając. - Piękna jest ta Polska - stwierdziła Caroline. - O, mysaiysz rmyacyjiem - odparła Anita z pełnymi ustami. Hannah popatrzyła się na współdomowniczkę z dezaprobatą. - Nie mów podczas jedzenia - rzekła. - Oj tam, Hany... Haneczka, przyznaj lepiej Car rację - rzekła panna Mistran, jednocześnie upuszczając połowę gałki lodowej na swój mundurek. - Och, ma rację. I co z tego wynika? Dyskusja już miała się skierować na tory filozoficzne, jednak nagle na całej ulicy rozległ się dźwięk trąbki, zaś jej główną arterią właśnie przeleciały cztery skrzydlate pegazy. - O, wesele! - krzyknęła Vipera. Parę osób zwróciło swoje głowy w jej kierunku, dziwiąc się że dziewczyna stwierdza fakt oczywisty. Jednak ich uwagę przykuła kareta ślubna, sunąca ulicą. Jak to w magicznych polskich rodzinach nakazywał zwyczaj, owa kareta dachu nie posiadała, więc widzowie mogli przypatrywać się do woli młodej parze splątanej w miłosnym uścisku. Nagle rozległ się wrzask panny młodej. - Zwariowała czy co? - zdążyła pomyśleć Caroline, zanim przerwał jej wybuch bomby.
---
- O cholera - powiedziała Vipera. Część ulicy w jednej chwili zamieniła się w gruzowisko. Kareta się połamała, zaś z jej środka wystawały części ciała pary młodej. Wtem jednak prefekt Slytherinu przypomniała sobie o swoich koleżankach. Po odszukaniu ich wzrokiem i uściskaniu się ("Jak dobrze, że żyjecie!"), okazało się że wszystkie cztery były tak samo zaszokowane wydarzeniami sprzed chwili. - Eee... chyba powinnyśmy stąd zwiewać - przytomnie zauważyła Anita. - Jeśli dyrektorki usłyszą, że się wplątałyśmy w coś takiego... - ...to nie uwierzą, że to nie moja sprawka - ponuro zażartowała Vipera. - Ale masz rację. Dziewczyny, zmywamy się stąd.
---
Po przepchaniu się do wyjścia na mugolską Saską Kępę, okazało się że aurorzy zdążyli już zablokować wszystkie drogi wyjścia z Alei Twardowskiego. Co poniektórzy ochotnicy próbowali wylecieć na swoich miotłach, ale i to okazało się niemożliwe. Uczennice Triadici były uwięzione w samym środku koszmaru.
|